Jakiś czas temu zaczęłam bawić się sama ze sobą w smaki sezonowe. Zrobiłam sobie tabelkę z roślinami typowymi dla danej pory roku i staram się w ciągu tych kilku miesięcy zjeść wszystkie sezonowe pyszności. Wiosenna tabela zawiera oczywiście szczaw i zupę szczawiową, bo to prawdziwy smak wiosny. Taką zupę robiła moja babcia ze szczawiu uzbieranego na działce. Zbieranie samemu jest jednak dość uciążliwe, bo jestem kiepska z botaniki i muszę próbować każdego listka, żeby sprawdzić czy to na pewno szczaw, a nie np. babka lancetowata. Najprościej jest kupić szczaw na bazarze. Mają go zwykle starsze panie, w plastikowych siatkach. Jest to też wygodniejsze, bo babcie mają już odmierzoną porcję dokładnie na duży garnek szczawiu – ok 200-300 g lub cała plastikowa siatka. Szczaw przypomina szpinak – wydaje nam się, że mamy porcję dla pułku wojska, ale po ugotowaniu pozostaje mała garstka. Ważne jest, żeby dokładnie umyć szczaw, bo zwykle jest cały w piachu.
Składniki:
200 -300 g szczawiu – dokładnie umytego i odsączonego
cebula drobno posiekana
2 ząbki czosnku przetartego przez praskę
2 litry bulionu
2 łyżki masła
świeżo zmielony pieprz
śmietana do dekoracji (opcjonalnie)
jajko na twardo na każdą osobę
Przepis na zupę szczawiową
Na patelni podgrzej masło, cebulę i czosnek. Kiedy cebula się zeszkli, dodaj szczaw, podsmaż i zalej rosołem. Gotuj 10 min. Odcedź połowę szczawiu, a resztę zmiksuj na zupę krem, dodając dużo pieprzu. Na każdy talerz wlej zupę, dodaj trochę nie zmiksowanych liści szczawiu, śmietanę (jeśli jej używasz) i 2 połówki jajka.