2018 to rok zero waste, powrotu do oszczędności i prostoty oraz przepisów, które uczą niemarnowania żywności.
Oprócz wspaniałej “Gotuję, nie marnuję. Kuchnia zero waste po polsku” Sylwii Majcher mamy też teraz przepisy #mynowaste od Mai Sobczak z Qmam kasze.
Dlaczego więc nie mielibyśmy mniej marnować w naszych domach? Zamiast nadmiaru możemy rozwijać naszą kreatywność, naturalność i intuicję kulinarną. Z szacunkiem dla siebie, swojej pracy i pieniędzy oraz dla Ziemi. Bez gonienia za nowinkami, przesytu i nadmiaru. Ze świadomością tego, że to, co jest śmieciem, odpadkiem, czymś nic nie wartym i brzydkim, może być skarbem dla innej osoby. To jest właśnie istota #mynowaste Jeśli chodzi o gotowanie, to mniej znaczy więcej a z ograniczeń powstaje nowa pełna miłości jakość.
Kuchnia zero waste uczy nas też sztuki improwizacji i spontanicznego gotowania na chwilę przed przyjściem gości.
O czym jest “Qmam kasze. Do ostatniego okruszka”?
W swojej kolejnej książce Maia Sobczak znowu zaprasza nas do swojego świata.
Do jej serca, gdzie króluje syn, pies i od niedawna także własny koń.
Do opowieści z dzieciństwa słodkich jak kakao na mleku.
Do ducha comfort food – ulubionych smaków sprzed lat, które mówią nam, że jesteśmy bezpieczni i kochani.
Do jej własnego mikrokosmosu i sentymentalnej emocjonalności. Przecież to w tej sferze wszystko się zaczyna. Nasza osobista przestrzeń i codzienne wybory konsumenckie kształtują świat. Nasze wspomnienia są jak pyszna bajaderka, którą lepimy ze wspomnień wielu smaków.
Do rytuałów, które pomagają być razem z bliskimi i nie pogubić się w codzienności.
Przepisy z “Qmam kasze. Do ostatniego okruszka” oparte są na smakach dzieciństwa. Na PRLowskiej kuchni polskiej i babcinych klasykach. Ale są też wycieczki w jeszcze dalszą przeszłość do przepisów kuchni rekonstrukcyjnej Macieja Nowickiego z Villi Intraty i Bogdana Gałązki, który odkrywa zapomniane smaki krzyżackiego Malborka.
Sporo jest też typowych dla Qmam kasze nietypowych połączeń smakowych, gdzie zwykle słodkie dania podawane są w wersji wytrawnej, a wytrawne na słodko np. deserowy bakłażan, gofry na wytrawno czy kluski śląskie na slodko.
Ważna jest tu naturalność, domowość i bycie sobą. Takie wabi-sabi widać też na zdjęciach. Znajdziemy tu domowy makaron zwisający z oparcia krzesła, okruszki, zdjęcia już zjedzonego jedzenia i plamy na obrusie. Niedoskonałe, ale pełne miłości i naturalności.
Kawa z mężem jest to ważniejsza niż robienie dobrego wrażenia na obcych. Jest też oczywiście sporo inspiracji dalekimi podróżami np. przyprawa masala tea dodawana do wszystkiego. W kuchni Mai Sobczak jest też oczywiście zdrowo, ale bez szkodowania sobie. Czyli dokładnie tak jak jak w jej poprzednich książkach.
Co bym ugotowała z “Do ostatniego okruszka”?
Podobnie jak w książce Sylwii Majcher przepisy to raczej inspiracja niż dokładna receptura. Przecież nie wiemy, co dokładnie nam zostanie, a z jedzenia się nie strzela. Przecież wiemy, co lubimy, więc efekt na pewno będzie smaczny.
Dobrze wygląda kołduny nadziewane wege farszem, kakao z kurkumą i masala tea, budyń z kudzu, kimczi z resztek, syrop z hyćki i rabarbaru, brukselka ze śliwką i desery z okruszków ciasteczek. Jestem też fanką poetyckich nazw potraw tj. kompot z przypadkowych owoców i obierków z garścią chrustu z lasu. Jak napisał Charles Spence w “Gastrofizyce” potrawa niekoniecznie ma być dobra. Wystarczy, że niesie odpowiednio duży ładunek emocjonalny. Przecież jesteśmy tak przeciążeni bombardującym nas ze wszystkich stron food porn i obrazami idealnego jedzenie, że szukamy bardziej autentycznych przeżyć.
Qmam kasze. Do ostatniego okruszka
Autorka: Maia Sobczak
Wydawnictwo Marginesy
Data premiery: 2018
Liczba stron: 312