Czy macie dania, które jecie tylko raz do roku albo jeszcze rzadziej? Wydają się pyszne, nie wiemy czy tylko dlatego, że są trudne do zdobycia i czy smakowałyby nam tak samo, gdyby można je było kupić w każdym sklepie.
Dla mnie takim sezonowym per se składnikiem są smardze – brzydkie, pyszne grzyby, które są pod ochroną, więc można je zjeść tylko wtedy, jeśli wyrosną nam w ogródku lub na działce.
Na mojej działce smardze rosną i owszem. Liczba mnoga ponieważ zwykle w danym roku są dwa. Oznacza to kilka plasterków na osobę. Ale smak jest wyborny – trochę dymny, trochę orzechowy. Pojawiają się właśnie w okolicy majówki, którą spędzam zwykle na działce.
Te wiosenne grzyby nie wyglądają smakowicie ani nawet jadalnie, ale gdy się zna ich smak od razu ma się motywacje do szukania. Zbieranie ich jest bezpieczne, bo trudno je pomylić z innym gatunkiem. Istnieją podobne trujące grzyby, ale tamte nie maja nóżki, dlatego gdy widzimy pomarszczony kapelusz na pustej w środku nóżce, to na pewno jest to.
Smardze przed smażeniem trzeba opłukać z piasku i sprawdzić czy w pustym środku grzyba nie ma robaków.
Składniki:
jajko
wszystkie smardze z danego roku, które wyrosły na działce (całe dwa) – pokrojone na plasterki
masło do smażenia
minimalna ilość soli i pieprzu
Przygotowanie:
Na rozgrzaną patelnie z masłem wbijamy jajko i wrzucamy smardze. Lekko solimy i pieprzymy grzyby, ale nie za mocno, żeby nie przytłumić smaku. Smardze smażą się w oka mgnieniu – gdy jajko będzie dobre całość dania jest gotowa. Następne za rok. Chyba że uda nam się je kupić na Słowacji i przywieść, ale nie jest to ani tanie, ani legalne.
wlasnie dzisiaj nazbieralam smardzy w swoim ogrodku i nie wiem co z nimi zrobic poniewaz nigdy ich nie znalazlam i nie jadlam.