Jeśli chcielibyście poczuć jak gotuje się w mikroskopijnej kuchni w Nowym Jorku, gdzie można dostać prawie każdy składnik świata, to “Smitten Kitchen” Deb Perelman jest dla was. Szczerze mówiąc nie wiem czy w ogóle bym gotowała, gdybym mieszkała w Nowym Jorku, gdzie jest tyle różnorodnych restauracji, ale za to metraż mieszkań nie pozwala na urządzenie sobie porządnej kuchni. Deb Perelman nie miała takich wątpliwości, bo naprawdę kocha gotować, jest wybredna, uparta i wierna swoim korzeniom. Kiedy zje na mieście coś, co nie jest optymalne, natychmiast musi zrobić to danie tak, jak powinno smakować. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie subkliniczne OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne) to bardzo dobra rekomendacja, która oznacza, że autorka naprawdę przetestowała swoje przepisy pod kątem optymalnego rozwiązania danego problemu i że ja już nie będę musiała tego robić i nie natnę się na przepisie robionym na oko. W sumie dobrze mieć kogoś, kto uważa, że wszyscy się mylą i że tylko ona potrafi coś zrobić dobrze, i że w ogóle jak się chce coś zrobić, to trzeba to zrobić dobrze.
Kolejną rzeczą, która podoba mi się w tej książce jest to, że każdemu przepisowi towarzyszy jakaś opowieść, a nie tylko lista składników. Każdemu przepisowi towarzyszy też chleb, który jest podawany nawet do ratatuja. Autorka dorastała w latach ‘80 i widać to w niektórych przepisach, co jest dla mnie kolejnym plusem.
Co bym ugotowała z tej książki?
Dobrze wygląda piernikowy naleśnik dutch baby, sałatka ziemniaczana z jajkiem i marynowanym selerem, pizza ze szparagami, oraz placki z pora. Jest trochę przepisów na różne kotlety dla męża. Ale tym, co mnie naprawdę powaliło są słodkości.
Na deser zrobiłabym sobie ciasteczka maślane z popcornem, bananową tartę Tatin, galette z czereśniami, ciasto kukurydziane z borówkami i koniecznie hamantasze z rabarbarem, czyli te trójkątne purimowe ciasteczka, które znalazły się na okładce.
Smitten Kitchen, czyli Nowy Jork na talerzu
Autorka: Deb Perelman
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Data premiery: 2016