Słoiki z wydawnictwa Buchmann nie są przeznaczone dla dzieci w Warszawie, tylko dla nas do pracy, żebyśmy mogli zabrać sobie do biura coś pysznego. Co będzie potrzebne? Oczywiście słoik, może być też pudełko lunchowe (ale wtedy nie olśnimy kolegów z biura piękną, kolorową kompozycją), oraz ułożone warstwowo składniki.
Jest to współczesna kuchnia, która nie boi się egzotycznych smaków i dodatków kuchni świata. Pomysłów jest sporo, więc nie zabraknie nam inspiracji na zestawy – wytrawny obiad i słodki deser do końca najbliższego kwartału.
Genialny pomysł dla singla, chociaż słoiki można łatwo skalować przygotowując je dla każdego członka rodziny. Jeśli będziemy w biegu, nie potrzebujemy nawet talerza, bo taki obiad można zjeść widelcem prosto ze słoika. Można go też oczywiście podgrzać i wyłożyć na talerz.
Każdy przepis to ułożone graficznie składniki i finalny produkt z krótkim tekstem, który byłby właściwie niepotrzebny, bo każdy przepis polega na warstwowym ułożeniu przygotowanych wcześniej półproduktów. Gdyby nie propozycja wariantu, gdzie zamieniając 1 lub 2 składniki uzyskamy zupełnie inny efekt, byłby niepotrzebny. Ważne jest tylko, żeby gotować składniki al dente, bo będą kilka godzin kisić się w słoiku i żeby ewentualne sosy były na dnie słoika, tak żeby nie moczyć w nich sałaty czy bardziej delikatnych składników.
Jakie obiady chciałabym zabrać ze sobą do biura?
Dobrze wygląda słoik po kreolsku z ryżem i krewetkami, oraz nordycki z łososiem i ziemniakami. Z deserów chętnie bym zjadła tutti frutti, oraz rabarbar z bezami.
Ponieważ uwielbiam sałatki, mogłabym jeść takie zestawy codziennie. Jedyna uwaga, że mogą być one dość pracochłonne, bo każdy wymaga przygotowania wcześniej niewielkiej ilości ugotowanych warzyw, mięsa, a w wersji słodkiej słoika bitej śmietany czy kremu. Idealnie byłoby więc stworzyć w pracy klub obiadowy. Gdyby było w nim 5 osób, każdy miałby dyżur raz w tygodniu i przygotowywały 5 słoików, bo przecież ugotowanie 5 ziemniaków trwa tyle samo, co ugotowanie jednego.
Miałam taki klub obiadowy, kiedy pracowałam w K2. Wymyśliła go moja koleżanka Edyta, która była mistrzem ogarniania i optymalizacji życia. Uwielbiałam to! Wystarczyło raz w tygodniu ugotować i przytachać duży obiad, nakryć do stołu i koło 13:00 ściągnąć współpracowników (ten element był zwykle najtrudniejszy). W pozostałe dni obiad nie był już moim problemem, bo dyżur miał ktoś inny. Było to znacznie wydajniejsze i szybsze, niż robienie zakupów, zmywanie i gotowanie codziennie dla siebie. Zwłaszcza że byłam wtedy singlem i na śniadanie był jogurt, a kolacje jadłam na mieście. Kolejnym plusem takiego systemu było integrowanie się i wspólne rozmowy, bo nie jadłam wtedy sama przed komputerem, nie odzywając się do nikogo, co mi się niestety zdarza teraz. Miałam też okazję spróbować zupełnie nowych smaków, bo jedna z koleżanek przynosiła aromatycze, egzotyczne ryże i warzywa inspirowane krajem pochodzenia swojego chłopaka, druga przemycała tradycyjne mazowieckie smaki (jak np. pyszne drożdżowe sójki), a kolega dobrze przyrządzał mięso, którego ja nie jadam zbyt często, więc nie potrafiłabym go tak dobrze zrobić. Przykładowy obiad wyglądał tak:
To było w pięknych czasach, kiedy ludzie jedli jeszcze wszystko i każdy nie był na jakiejś zupełnie innej diecie.
Na szczęście przepisy państwa Chivoret są dość uniwersalne. Dlatego wystarczy zaopatrzyć się w książkę z pomysłami na lunche i umówić się na wspólne gotowanie z domownikami czy współpracownikami. Już nigdy nie zamówicie więcej pizzy!
Słoiki na słodko i na słono
Autorzy: Alexia Janny Chivoret i Pierre Chivoret (zdjęcia)
Wydawnictwo: Buchmann
Data premiery: 2016
Ilość stron:
Okładka: miękka
Brzmi ciekawie, a danie na przedostatnim zdjęciu wygląda apetycznie 😉
Uwielbiam takie rozwiązania. Słoiki są bardzo fajnym pomysłem na wyjazd albo na wyjście na uczelni 🙂
Pomysłowe, muszę to wypróbować!