Kalendarz adwentowy to może nie do końca staropolska tradycja, tylko ukryta opcja niemiecka, ale za to jest to miła rzecz, która cieszy każdego. W grudniu, kiedy dni są krótkie a pogoda nas nie rozpieszcza, czekamy na Gwiazdkę, kiedy nie trzeba będzie pracować, odpoczniemy, najemy się pyszności, kiedy dni zaczną się wreszcie wydłużać. Takim tradycyjnym czasem oczekiwania jest właśnie Adwent i bez względu na to jak bardzo jesteśmy religijni lub nie, możemy go potraktować jako radosny czas oczekiwania i okazję, żeby codziennie zrobić dla siebie coś miłego i przyjemnego, co nie zajmie nam dużo czasu, a rozświetli jesienne dni.
Jest też zgodne z modnym ostatnio duchem hygge, czyli skandynawskiej filozofii szczęścia, poprzez cieszenie się małymi rzeczami.
Taką okazją jest kalendarz adwentowy. Odliczanie zaczyna się 1 grudnia. Każdego dnia odpakowujemy mały drobiazg np. łakoć, który ma przypomnieć nam, że damy radę przeżyć zimę i że już niedługo Święta. Jest to mały prezent od nas samych dla nas samych.
Bardzo zachęcam, żeby sobie taki zrobić w tym roku, bo zima ma być sroga i długa, więc im dłużej zachowamy letni entuzjazm tym lepiej.
Wiszący kalendarz adwentowy
Moja coroczna wersja podstawowa to małe woreczki. Do każdego z nich wkładam tyle cukierków czy czekoladek, ile jest domowników (u mnie 2) i karteczkę z cytatem motywacyjnym dla siebie. Staram się wybrać takie słodycze, które lubię i zadbać o różnorodność, tak żeby nigdy nie wiedzieć, na co się trafi.
Przenośny kalendarz adwentowy – kto pracuje, ten je
W większości sklepów można kupić przenośną wersję kalendarza. To kawałek tekturki z 24 okienkami, za którymi kryją się 24 czekoladki. To doskonała wersja do biura. Przychodzimy do pracy i czeka nas tam przynajmniej jedna miła rzecz. Zaczęłam organizować sobie taki kalendarz do pracy zachęcona przykładem ze sklepiku kina Muranów. Pracownicy sklepiku z płytami i książkami mieli taki kalendarz. Osoba, która miała danego dnia dyżur w pracy mogła zjeść czekoladkę z okienka oznaczonego daną datą. Przekręcając Lenina, kalendarz nazywał się: kto pracuje, ten je.
Kalendarz taki ma zawsze 1 wadę. Jest zwykle z najtańszej, najbardziej syfnej czekoladopodobnej masy. Dlatego w tym roku sprawiłam sobie kalendarz z białkowymi czekoladkami, ponieważ ma lepszy skład niż typowy produkt z supermarketu. Producenci tego cuda twierdzą. że myprotein ma więcej białka niż węglowodanów.
Inne opcje
Na tym się nie kończy, jeśli nie chcemy kalendarza czekoladowego. Możemy zrobić sobie wersję kosmetyczną, czyli do każdego woreczka schować jakiś drobiazg np. lakier do paznokci czy mały krem. Jeśli chcemy coś jeszcze prostszego, to możemy zrobić lub kupić tradycyjny wieniec adwentowy. To wieniec z 4 świecami. Każdą z nich zapalamy sobie w czasie 1 tygodnia z 4 tygodni grudnia. Takie babciowe hygge.