Sergei Boutenko proponuje nam zdrowsze, dziksze i tańsze życie. Dzikie rośliny to dla niego sposób na kontakt z naturą i zrównoważony, zdrowy styl życia. Są odżywcze i darmowe. Wcale nie musimy jeść ich prosto z krzaka. Wystarczy przerobić je na zielone koktajle czy pesto, które spokojnie możemy doprawić tak, jak lubimy.
Jak Sergei zaczął korzystać z dzikiej spiżarni natury?
Kiedy był nastolatkiem stosował zupełnie typową amerykańską dietę i miał cukrzycę. Rodzice zabrali go na wyprawę trekingową. Kiedy skończyły im się zapasy, jedzenie dostępnych wszędzie dzikich roślin i jagód uratowało ich od głodu, ale też pomogło ustabilizować wyniki lekarskie, bo zielona dieta okazała się smaczniejsza niż przetworzona żywność, gdzie głownie jemy sól, cukier czy mąkę, i która często przyjeżdża z drugiego końca świata. W ten sposób Sergei został propagatorem zdrowego, lokalnego dzikiego stylu, blogerem i autorem rapujących hitów na Youtubie np: Nie jedz czegoś, jeśli nie wiesz co to jest.
Skąd brać dzikie plony? Najlepsze są zdziczałe drzewa i krzaki owocowe (jeżyny, porzeczki, jabłka), które nie rosną przy drodze i nie mają kontaktu z pestycydami. W Stanach ludzie mają na trawniku zdziczałą jabłoń, a kupują jabłka w supermarkecie, bo te dzikie są małe i robaczywe. Także łąki są pełne koniczyny, mniszka, mleczy, pokrzyw, dzikiej róży, czy szczawiu, które wystarczy zmiksować, przyprawić i wypić. Oczywiście najpierw trzeba się upewnić, że na pewno wiemy, co jemy (jak w piosence na górze). Zarówno jeśli chodzi o rozpoznawanie jadalnych roślin, jak i przetestowanie na małej ilości, czy nie jesteśmy przypadkiem uczuleni na któryś ze składników.
Dla mnie najtrudniejszym elementem jest właśnie rozpoznawanie roślin. Szczerze mówiąc muszę się bardzo skupić, bo mlecz i dmuchawiec, czy tasznik i tobołek, wyglądają jak dla mnie bardzo podobnie, a do tego byłam kiedyś na kursie botaniki, po którym mózg mi się zlasował i teraz wszystko mi się myli.
Dzikie rośliny są dla mnie jednak bardzo atrakcyjne. Jeśli wiemy, jak zdobyć dziką żywność, jesteśmy bardziej samowystarczalni, wiemy, że poradzimy sobie w razie niespodziewanych wypadków, ćwiczymy naszą spostrzegawczość, ale mamy też kontakt z naturą, bo żeby coś zebrać, trzeba zaprzyjaźnić się z przebywaniem na świeżym powietrzu, słońcem i ruchem, co przyda się każdemu, zwłaszcza dzieciom.
W co musimy się zapatrzyć, żeby móc zbierać dzikie rośliny? Zwłaszcza te pochodzące z łąki więdną szybciej, niż warzywa z supermarketu. Przyda się więc wiaderko z wodą albo zraszasz. Dobrze jest mieć nożyczki i rękawiczki, żeby łatwo ścinać rośliny. Fajnie jest też mieć pojemnik np. łubiankę po truskawkach przypiętą na pasku kawałkiem sznurka, żeby mieć wolne ręce do zbierania.
Owoce naszego trudu najlepiej jest wymieszać ze składnikami ze sklepu, które są słodsze i do których jesteśmy bardziej przyzwyczajeni. Można też skorzystać z przepisów z tej książki, gdzie znajdziemy pomysły na zupy, smoothie, herbatki i sałatki. Cudownym patentem jest przepis na jadalne kwiatowe kostki lodu, na które możemy przerobić bratki czy fiołki. Fajne są też insajderskie opisy np. że liście dzikiej róży mają jabłkowy posmak.
Dla ułatwienia książka zawiera ilustrowany atlas roślin, których nie powinniśmy jeść i opis tych jadalnych, razem z informacjami o ich wartościach odżywczych. Smacznego!
[nokaut-offers-box url=’p:/ksiazki/dzika-spizarnia-czyli-zbieractwo-dla-poczatkujacych-9788365442468.html’ classes=”big”]
Dzika spiżarnia, czyli zbieractwo dla początkujących
Autor: Sergei Boutenko
Wydawnictwo: Vivante
Data premiery: 2016
Ilość stron: 312
Okładka: miękka