Całkiem niedawno zaczęłam jeść burgery. Miałam traumę po pewnej średnio udanej randce.
Zaczęło się od tego, że miałam wyrywaną ósemkę i nie dość, że byłam potem tydzień chora to jeszcze dostałam szczękościsku. Mogłam otworzyć usta najwyżej na centymetr. Na szczęście było to w czerwcu, kiedy można żywić się zmiksowanymi truskawkami pitymi przez słomkę, ale przy różnych okazjach towarzyskich był to pewien problem. Na przykład jak ktoś zabiera Cię do baru z wielkimi burgerami, umierasz z głodu, ale nic nie możesz zjeść. Koszmar.
Dlatego Między Bułkami znałam głównie z menu śniadaniowego i epickiego widoku na Al. Jerozolimskie. Szczerze mówiąc główną zaletą tych śniadań (oprócz widoku) było to, że na Między Bułkami zawsze można liczyć, kiedy jest się w centrum o 8 rano (także w różne święta państwowe). Dla mnie ważna jest też cena (12-15 zł za dużą porcję) i możliwość zamówienia zdrowego napoju np. nie słodkiego naparu imbirowego czy świeżo wyciskanego soku np. mojego ulubionego z buraków i jabłka. Bo same dania śniadaniowe są dość typowe. Różne rodzaje jajek na ciepło, omlety i pancakes.
Pierwszy raz byłam tam po 12:00 z okazji ich 4 urodzin w weekend niepodległościowy. Jak zwykle nie zawiedli 11.11, kiedy wiele podobnych miejsc jest zamknięte na 4 spusty (zwłaszcza jak jest na trasie marszu niepodległości).
Co jadłam w Między Bułkami?
Ostatnio przeprosiłam się z burgerami, więc zdecydowałam się na Cowboya (burger wołowy z serem cheddar i bekonem). Bardzo podobało mi się, że porcja miesa i dodatków nie jest przesadnie duża, więc można go jeść rękami a nie tylko widelcem. Osobiście lubię, gdy burger ma więcej sosu barbecue, ale często źle się to kończy dla mojej sukienki, więc może lepiej w tę stronę.
Do tego miałam łódeczki ziemniaczane z sosem chili chutney. Kiedy się je na wielkim telebimie można oglądać filmiki o różnych potrawach z menu (jak ktoś gotuje, to też może sobie podpatrzeć cały przepis). Tak dowiedziałam się, że sosie, który właśnie jem, są 2 całe papryczki (jalapeno i czerwona). Ostry! Od razu ma się ochotę zamówić te wszystkie dania, więc chyba lepiej usiąść przy oknie i patrzeć na ulicę. Ten widok to jeden z plusów tego miejsca. Uwielbiam go.
Mój mąż jest stekowy, więc jeśli gdzieś w menu jest stek to już nie szuka dalej. Stek w Między Bułkami jest podawany z łódeczkami ziemniaczanymi i przepyszną sałatką guacamole. Można ją wymienić na coleslaw jak się nie lubi, ale nie znam takich, którym by im nie smakowała.
Do steka musi być oczywiście piwo – mają całkiem spory wybór piw polskich kraftowych i czeskich. Można też zamówić wino, także na butelki. W menu oprócz bugerów są też sałatki i zupy, ale raczej nie przychodzi się do burgerowni na sałatkę, a nawet jeśli, to i tak się kończy na burgerze.
Między Bułkami
Al. Jerozolimskie 23, Warszawa (Śródmieście)
www.miedzybulkami.pl
śniadania 8:00-12:00, burgery do późna w nocy