Studiowałam na Uniwersytecie Warszawskim, więc dobrze kojarze okolice Krakowskiego Przedmieścia. Jednym z moich odkryć były delikatesy Likus Concept Store z restauracją i sklepami mieszczącymi się w klimatycznej dawnej łaźni.
Łaźnie Pod Messalką powstały jako luksusowe sauny z mozaikami na podłogach, obrazami, dzikimi wężami i wodotryskami, ale po wojnie mocno podupadły. Przed całkowitą ruiną uratowali je Likusowie, którzy przeprowadzili remont tworząc luksusowe, klimatyczne, ale przez większość dnia wyludnione sale z charakterystycznym basenem w głębi.
Obecnie w tym miejscu jest Rico’s Concept, czyli chińska restauracja z marmurowym barem, herbaciarnią z chińskimi herbatami, enoteką i palarnią cygar. Basen jest dokładnie taki jaki pamiętam, wnętrza wyremontowano na bogato, ale w bocznych salach widać jeszcze klimat zaniedbania. Nic dziwnego, lokal jest ogromny, można by po nim jeździć na rowerze. Kucharze są Chińczykami, kelnerzy niestety nie. Wprost przeciwnie, nie wiedzą nic o podawanych przez siebie daniach i trudno im cokolwiek zarekomendować. Biorąc pod uwagę wielkość sal, na jedzenie czeka się krótko. Dania nie są podawane ani na polską modłę, gdzie oczekujemy, że danie będzie kompletnym posiłkiem (zwłaszcza jeśli płacimy za nie 70 zł), ani na azjatycką, gdzie mamy dużą porcję, którą będziemy dzielić się ze współbiesiadnikami. Dostajemy indywidualną porcję mięsa, do którego musimy sobie dokupić ryż – całkiem dobry. Z warzyw w karcie jest tylko bakłażan, więc raczej nie jest to wege przyjazne miejsce. Mięso nie jest filetem, dostajemy kurczaka razem ze skórą czy wołowinę z chrząstkami. Za to siedzi się nad basenem. Chociaż gdybym wybierała się tu kolejny raz to wzięłabym tylko herbatę, która jest naprawdę pyszna i cieszyłabym się nastrojową atmosferą jak z filmów o Jamesie Bondzie.
Co jadłam u Rico?
Na przystawkę moja koleżanka zamówiła lotos, który w karcie miał być lotosem na parze z ryżem. Przystawka była słodka, miodowa i chrupka. Zamówiłam stek z kurczaka ze szparagami i dekoracją z kapusty bok choy. Bardziej smakowałby mi, gdyby był bez skóry, ale szparagi były przepyszne. Moja koleżanka wzięła argentyńską wołowinę w winie i herbacie z pomidorkami koktajlowymi i pieczone spring rolsy z kurczaka i bekonu. Podobnie jak w przypadku lotosu opis tego dania w karcie był dość mylący (co w połączeniu z nie bardzo pomocnym kelnerem nie było najlepszą mieszanką). Paradoksalnie te ruloniki z kurczaka i boczku to było najlepsze danie, ale nie miało nic wspólnego ze spring rollsami. Wołowina była dość rozczarowująca.
Podsumowując: idealne miejsce na klimatyczną podziemną randkę czy spotkanie w klimacie filmów z Bondem, ale herbata i cygara będą bezpiecznym zamówieniem.